wtorek, 12 lutego 2013

Joyful awakening.


Rozdział 20



M: Gdzie jestem...? - Rozglądałam się po białym pomieszczeniu. Zauważyłam wreszcie Zayna we łzach. Szybko je przede mną ukrył i wytarł.
Z: Czy ty...?
M: Nie... Nie! Ja nie chciałam się budzić! Ja nie chcę! - Kiwałam głową, próbując krzyczeć, ale nie mogłam z siebie wydobyć prawie żadnego dźwięku, ledwo szeptałam. 
Z:  Nie strasz mnie, proszę. Nie mów tak! - Po jego policzku spłynęła samotna łza.
Z: Prawie pozbyłaś się problemu. Ale masz kolejny. 
M: Ale o co chodzi? - Spojrzałam na niego. Potarł mój brzuch, blisko macicy.
M: Co się stało? - Zapytałam.
Z: Byłaś w śpiączce, nie dawali ci szans na wybudzenie się. Spałaś tak 3 miesiące. 
M: Już koniec jesieni? - Zapytałam Zayna, chodź wiedziałam, że tak. Pokiwał głową.
M: Co z dzieckiem..? - Zaczęłam mówić złamanym głosem.
Z: Cudem przeżyło, ale nie ma szans, żebyś znowu miała dzieci. Podobno to, że tak leżałaś, nie ruszałaś się, nie jadłaś sama uszkodziło macicę, ale dziecka nie tknęło. 
M: To dobrze, czy źle?
Z: Nie wiem... Poczekaj - Wstał z krzesła i otworzył drzwi. Usłyszałam rozmowę.
Z: Obudziła się! - Zaczął radośnie.
1D: Mówiłeś to już wiele razy. Pogódź się z tym, że... że jej już nie będzie.
Z: Izka, chodź, proszę, uwierzcie mi! Ona się obudziła!
H: Idź, Izka, bo nam żyć nie da. 
I: Ale ja nie mogę nią patrzeć! Nie mogę się pogodzić z tym, że zawsze będzie rośliną.. - Zaczęła łkać cicho.
M: Iza.. Iza...! - Próbowałam wrzeszczeć, na marne.
Z: Słyszycie? Wołaj jeszcze, bo nie wejdą!
M: Iza ja żyję..! 
Z: Nie słyszą cię! Dasz sobie radę! Błagam spróbuj!
1D: Zwariował....
Nagle coś mnie tchnęło. Słowa Zayna.. On mnie zawsze wspierał... Izka wróciła... ja.. ja muszę... 
M: Izka!!! - Wydarłam się na pół Londynu.
I: Majka?! - Ktoś wszedł do pokoju i rzucił mi się na szyję.
M: Ja żyję! - Zaczęłam płakać, bo mimo to, i tak chciałam się nie budzić.
M: Ja nie chcę!
Z: Jesteś głupia! - Przytulił mnie.
M: Wiem! - Zawołałam, płacząc głośniej.
I: Doceń życie! Zayn się martwił, ja przez to zaczęłam wariować ze strachu o ciebie! - Zaczęła płakać.
M: Ale mama ma mnie w dupie! Ona mnie nie zrozumie! Ja z nią nie rozmawiałam, ona... ja... Nie chcę być w ciąży!
Z: Ja już się z tym pogodziłem, czekam na ciebie.
Nagle wszedł do nas lekarz i reszta 1D. 
1D: Mówił prawdę! Majka nie rób takich numerów!
Le: Wyjdzie ze szpitala już jutro, jeśli wszystko będzie w normie. - Wyjaśnił.
Z: USG!
Le: Tak, panie Malik, idziemy na USG. - Spojrzał na Zayna lekarz, zdziwiony jego podnieceniem.
Gdy tylko zaciągnęli moje łóżko na dział USG lekarz odkrył mi koszulę, nałożył jakiś dziwny żel na okolice tatuażu i opatulił ręcznikami.
M: Brrr... Zimne to.
Le: Wada żelu. Życie. A to pani pociecha. - Pokazał długopisem na ekran.
Le. Tu widać główkę, i rozwijający się tułów. 
Z: Pszczółka, nie cieszysz się?
M: Pogadamy w domu. - Puściłam do niego oko.
Zasnęłam z trudem i myślą, że znowu się nie obudzę. Głębokie blizny widać było na moich dłoniach i rękach. 
Z: Chodź! - Zawołał gdy się obudziłam. Szybko wciągnęłam na siebie jeansy i sweter Zayna, a on zaciągnął mnie do wypisu i wybiegł na dwór, niosąc mnie na rękach.
Z: Wolna! Pszczółka może latać! - Patrzał na mnie z uśmieszkiem, i śmiał się, w sumie ja też, bo ta jego przenośnia zawsze mnie pociesza.
M: Zayn, rozumiem, że chyba się cieszysz, ale może trochę spokojniej...?
Z: Oj tam, oj tam! Ścigamy się do domu? 
M: Tylko mnie postaw! - Stanęłam, i mało się nie wyrżnęłam.
M: Zayn! Co się dzieje?! - Zaczęłam się bać. Moje ciało huśtało się to w tę, to w tę. 
I: Nie mów, że wracamy. - Spojrzała mi w oczy Izka z łzami.
M: Nie, ja nie chcę wracać! - Próbowałam utrzyma równowagę. 
Z: Podaj rękę. - Podałam. Powoli ruszałam się po chodniku, aż Zayn ściągnął mnie na krawężnik. 
Z: Idź powoli, trzymam cię, nie upadniesz. Robisz co chcesz. Lecisz. - Szeptał mi do ucha. Szłam i kilka razy prawie się wyłożyłam, ale Zayn trzymał mnie mocno, a 1D i Izka dopingowali. 
M: Udało mi się! - Zawołałam przed domem. Zayn złapał mnie na ręce i powiedział do mnie.
Z: Dalsze ćwiczenia odbędą się sam na sam! - Wpadł jak burza do pokoju.
M: A co z fotkami?! - Zdążyłam zawołać.
I: Pozbyliśmy się ich raz na zawsze! 
Drzwi zamknęły się i wylądowaliśmy w łóżku.
M: Ty po prostu nadużywasz mojej dobroci! 
Z: Nie, tylko cieszę się, że żyjesz. - Lekko pocałowałam go w usta,  przejeżdżając językiem po jego bliźnie, nawet za tym tęskniłam. Szybko rozebrał mnie, ciuchy rzucił w kąt i wylądowaliśmy nago w toalecie. Woda w prysznicu, który przypadkiem włączyliśmy, spływała po nas delikatnie. Oplotłam jego biodra nogami i złapałam go za szyję.On ze śmiechem zaczął śpiewać "Daj już spokój. Odbierasz to w zły sposób, by udowodnić swoją rację, napisałem tę piosenkę. Nie wiem dlaczego jesteś wstydliwa, i odwracasz się, gdy patrzę prosto w twoje oczy..."
Trwaliśmy w sobie tak, znowu zapomniałam o świecie. 
I&H: Żyjecie?!
Z: TAK! Pa pa!!!
I: Otwórzcie! 
M: Kurwa, czemu teraz... Kąpiemy się!
H: To tym gorzej, wyłaźcie!
Z: Kurwa mać...  Do cholery później!
M: Nie.. koniec tego, mają rację, czuję to, starczy...
Nałożyłam na siebie koszulkę Zayna, a on zakrył się szlafrokiem.
I: Chodźcie tutaj! - Zawołali z salonu. 
Lo: Nie, żebym się patrzał czy coś, ale Zayn, wiesz, że twoja bluzka jak jest mokra prześwituje?
M: ZAYN...
Z: <śmiech> 
M: Kurwa to nie jest śmieszne! - Pobiegłam za nim do pokoju.  
I: Ja po te gołąbki nie idę! A, niech się miziają, teraz to ich się nie da wyciągnąć.
H: Nie będę gorszy! - Zawołał radośnie Harry, i wtargał na górę Izkę.
Lo: Wiesz, trochę kiepsko z Olą...
N: Nie wspominaj mi o niej! 
Lo: I to ma iść w zapomnienie? Ona urodzi nasze dzieci!
N: Chociaż na chwilę Lou, zamknij się i zakończmy na te chwilę temat tej dziwki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz