piątek, 1 marca 2013

Memory - Back

I: Mój biedaczek... - Spojrzałam na Harrego, wykończonego wczorajszym biegiem. Spał jak małe dziecko. Teraz mu dać smoczek, butelkę i zrobić zdjęcie. Rzuciłam się na Hazzę. 
H: Co? Jak??
I: Powtórzę.. Mój biedaczek?
H: O co Ci chodzi - Odparł zaspany.
I: Serio oberwałeś w czułe miejsce już 10 razy!
H: Kurwa, zapomnieliśmy! Czytałaś!!
I: Pewnie, że tak. Wy nasze sekrety też czytaliście.
H: Typu, że zrobiłaś sobie czerwone włosy, wpadłaś do kibla, zjebałaś się ze schodów, zjadłaś spleśniałe jabłko, pocałowałaś najobrzydliwszego chłopaka w szkole dla zakładu, a potem się porzygałaś.... I wiele innych.
I: Harry! A ty oberwałeś z buta i innych rzeczy 10 razy, dziewczyna podczas pocałunku przegryzła Ci wargi, jakiś chłopak zrzygał Ci się na spodnie, jakaś baba goniła Cie po mieście... I wiele więcej...
H: Dobra.. Jesteśmy kwita. Ale wiesz, Darcy płacze.
I: Ale, wiesz? Jak bym nie słyszała.
**
Z: Maja?? Pszczółeczko.... - Maja na nic nie reagowała. Postanowiłem sobie powtórzyć jej słabości zapisane w jej pamiętniczku. Pisało tam, że nienawidzi, jak ktoś psika w nią męskimi perfumami.. Hmm. Męskie perfumy? Są! - Psiknąłem w Maję perfumami. Ta od razu zaczęła kichać jak szalona.
M: Zwariowałeś?!
Z: Ja? Już dawno...
M: Bardzo śmieszne. - Wstała i zniknęła w garderobie. 
Wyszła po jakichś 15 minutach ubrana w <<<to>>> Po chwili doszyły do nas pewne dźwięki... To byli Iza i Harry, chyba dalej opowiadać nie trzeba. 
M: Idziemy na dół??
Z: Nie wiem.
M: Nie.. Nie teraz!
Z: No dobra, dobra, to chodź!
Zeszliśmy na dół. Liam i Niall już zaczęli robić śniadanie. Louis pewnie jeszcze spał, albo gdzieś wyszedł.. 
M: Co wy robicie!
N: A co??
M: Jak można kłaść na kanapkę ser, a potem posypać ją cukrem! 
N: No ale i ser i cukier są dobre!
M: Ale nie razem.. Lepiej idźcie do pokoju. 
Li: Z chęcią. Chociaż nie będziemy TEGO co robią Iza i Harry, słyszeli. 
Po jakichś 15 minutach Maja była ze śniadaniem w salonie. Harry i Iza skończyli po jakichś 20 minutach.
**
I: Wyglądam bardzo źle?
H: Wyglądasz bardzo dobrze.
I: Ta. W twojej koszuli, nie umyta, nie uczesana...
H: Ale i tak piękna. 
I: Harry, błagam. 
H: Ale ja mówię prawdę.
I: Dobra, z tobą nie warto się kłócić. 
Zeszliśmy na dół. Śniadanie było już prawie całe zjedzone. Wszyscy patrzeli się na nas z jakimiś dziwnymi wyrzutami..
M: Iza..
I: Słucham?
M: Wiesz, że twoja koszulka...
I: Harrego, i co z nią?
M: No wiesz. 
Spojrzałam na nią. Była cała brudna, od chyba wiecie czego(sperma). Czerwona jak burak pobiegłam do łazienki, umyłam się, uczesałam, a potem do garderoby ubrać się. Ubrałam <<<to>>> i zeszłam na dół. Wyglądałam już porządniej, ale i tak jak mnie zobaczyli, pękali ze śmiechu. 
I: Błagam was! - Spojrzałam na nich z wyrzutem. 
M: Ale to.. <śmiech>
I: Eh, Maja chodźmy na górę. Muszę Ci coś pokazać.
Po dojściu, albo raczej zaciągnięciu Majki do pokoju rozmów, pokazałam jej piosenkę, którą wymyśliłam podczas czekania w szpitalu aż Harry się obudzi:


Roze:


Love, beautiful-sounding word
But, and sometimes painful.
A moment of sadness,
Moments of tears ...

Iza:
Because the love you two.
Two love without boundaries.
Being together, to the grave.
And eternal moments together.

Majka:
Why do you keep talking about:
I love you!
Although the words mean so much.
Although heart hurts when you lie to me.
Wziąż talking about something that was not there.

ref.
Why shed tears,
Although it's you cheat me
Wziąż say
That cheating on you.
Do not hurt me!
Do not hurt me ...

Roze:
Tell me,
That's what you have to say,
You trusted in me this time,
The one and only time.
And we still have so many years ...

Majka:
Do not seek refuge in a lie.
Do not hurt me again
Listen to me .. Believe it.

Iza:
I am also a sorry
Because you do not believe me.
But nothing can be changed,
If you are not the accordion.

ref.
Why shed tears,
Although it's you cheat me
Wziąż say
That cheating on you.
Do not hurt me!
Do not hurt me ...


I: Podoba Ci się?
M: Pewnie! Jest zajebiste!!
I: To co, dzwonić po Roz?
M: Możesz. Ale wiesz, mam prośbę.
I: Słucham?
M: Następnym razem róbcie to troszkę ciszej, ok?
I: MAJA! - Zadzwoniłam do Roze. Miała być za godzinę.
A więc kolejna godzina męczarni, albo poczytania sobie pamiętnika Harrego. Albo możemy poćwiczyć już bez Roz. Nagle usłyszałam, że Harry z kimś rozmawia w dziwny sposób typu "Jak to, Dlaczego, Po co, Czemu?, Nie!" Postanowiłyśmy zejść na dół, sprawdzić o co chodzi.
Harry i reszta mieli dość dziwne miny..
M: O co chodzi?
H: On..
Lo: Chce..
N: Ją...
I: Kogo i kto?
Lo: Ten debil co Cię zgwałcił i porwał Darcy chce Cie widzieć.
I: Jak to kurwa!
H: No normalnie! Powiedział, że chce cie widzieć!
I: I co? I mam go posłuchać.
H: Musisz..
I: Możesz mówić normalnie?
H: Te menele dali mu jakiś papier, że jesteś jego własnością.
I: Na pewno nie jego! - Podsunęłam w górę sukienkę, aby pokazać tatuaż. 
I: Jestem jego własnością.. - Naskoczyłam na Harrego. 
H: Ale masz nakaz policji.. 
I: Mam to gdzieś!
Choć i tak wiedziałam, że będę musiała, ale dla mnie to dziwne. Skrzywdził mnie, porwał mnie, moje dziecko.. A teraz mam z nim od tak gadać? Byłam tym przerażona, ale musiałam. 
M: Ej, ja pierdolę, idę do piwnicy... - Po woli uchyliła drzwi od pokoju.
Z: Bo?
M: Bo mnie może to też spotkać, jak co to mnie tu nie ma nie było ja nie istnieję, wróciłam do Polski... - W pokoju już jej nie było, a Zayn jak to Zayn poszedł za nią.
I: Fajnie, i mnie tu tak zostawiła. Ale przyjaciółka! - Jeszcze mocniej wtuliłam się w Harrego. Po chwili wyszliśmy. Jak tylko najwolniej się dało Harry ruszył czarną limuzynę. Przypomniały mi się święta, myślałam o wszystkim, o czym się dało, żeby nie przypomnieć sobie, gdzie i po co jadę. Jednak po jakimś czasie musieliśmy dojechać. Po woli samochód stanął. Harry mocno mnie trzymał, jakby chciał jak najlepiej wesprzeć, obronić. Zapukaliśmy do drzwi wielkiej, białej willi. Po kilku sekundach otworzył ten sam gościu, na którego widok chciało mi się rzygać. 
[M-Milioner]
M: O, moja Izabela już przyjechała.... - Zaśmiał się wrednie w twarz Harremu.
I: Harry... - Po chwili milioner zaciągnął do siebie Izkę jednym ruchem i zaczął dobierać, tego Harry już nie wytrzymał i walnął prosto w twarz. 
M: Czy ja mam wezwać policję?
I: Nie dotykaj mnie, ja nie należę do nikogo prócz niego... - Syknęłam mu w twarz przytulając się mocno do Harrego, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Po chwili nie zamykając drzwi wszedł do środka i wyszedł razem z policją.
P: Dzień dobry, muszą państwo sobie coś uzgodnić..
I: Nie ma tu nic do uzgadniania.. - mruknęłam smętnie, przytulając Hazzę.
P: Ale TEN pan zapłacił za panią 2,5mln.
I: Tak i porwał nasze dziecko, za które zapłaciliśmy okup, wysokości 5 mln. 
P: Przykro mi, ale zgodnie, z dziwnym prawem jest pani jego własnością, co oznacza, że musi pani robić co on pani każe. 
I: Chyba żeście powariowali?!
M: Nie, nie powariowali. I od dzisiaj ty tutaj mieszkasz.
I: Odpieprz się! - Wskoczyłam na Harrego, obejmując go tak, że nie mógł się ruszyć. 
Bałam się. Bałam się, że to prawda, że to jakiś sen, albo inaczej. KOSZMAR. Ja nie chciałam tu mieszkać. Przecież ja mam Harrego, Darcy! Ja tego faceta prawie, że nie znam. Jakie pojebane prawo pozwala takim zboczeńcom na coś takiego.. Jakim kurwa prawem! - rozpłakałam się.
M: I tak nie masz wyboru. - Odparł z udawaną uprzejmością.. 
I: Nie!
P: Przykro mi, ale pan musi stąd wyjść.
H: Bez IZKI nie idę!
M: Panna Izabela nie opuści tego miejsca, a pan jest tu nieproszony.
Łzy płynęły mi ciurkiem po policzkach. Całe moje życie zmieniło się w tak krótkim okresie czasu. Wszystko stało się tak szybko, tak niespodziewanie. Są radości, są smutki.. Ale to?! To już przegięcie, ja mam 17 lat, dziecko, a teraz mam jeszcze mieszkać z jakimś tam milionerkiem, który mnie zgwałcił i porwał nasze dziecko! Widziałam.. Widziałam zakłopotanie Harrego. Nawet na chwilę nie rozluźniałam uścisku. Wiedziałam, że ani to, ani Harry mi nie pomogą.. Ale to nie możliwe, ja tu nie zostanę nawet na chwilę. W pewnym momencie poczułam, że ktoś mnie ciągnie. To on, on chciał mnie... Harry znowu go uderzył, ale tym razem zareagowała policja. Kazali mu iść stąd, albo go zamkną. Harry ze łzami na polikach patrzał na mnie, ale nie wiedział co ma zrobić, policja go ciągnęła, mnie ciągnął ten debil. Płakałam jak szalona, nie wiedziałam nawet co tak naprawdę się teraz dzieje, i czy to dzieje się na prawdę? Gdy policja i Harry zniknęli, zasłoniły się wielkie rolety. Wszystkie drzwi się zamknęły. Nie miałam jak wyjść. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam tym wszystkim załamana. Chciałabym się teraz obudzić, w ramionach Hazzy, w łóżku.. U nas, u nas w domu. Z Liamem, Zaynem, Louisem, Niallem, Majką, Darcy, Mattem i całą resztą tej bandy wariatów. Nie miałam odwagi spojrzeć temu kolesiowi w oczy. Po prostu się bałam. Wiedziałam co on będzie chciał zrobić. Zostawił mnie samą w salonie. Zadzwoniłam do Harrego, nie odbierał. Pewnie znowu zostawił telefon w domu. Kolejny numer.. Louis. 1 sygnał, 2, 3..
Lo: Iza? Jak tam?!
I: Przyjedź tu błagam!!
Lo: Gdzie Hazza?
I: Policja nie pozwoliła mu tu być! Ja tu mam mieszkać.. Ja nie chce!
Lo: Kurwa.... I on tak po prostu wyszedł?!
I: Nie miał innego wyboru! Lou.. Ja się boję! - Rozpłakałam mu się, ale w tym samym momencie poczułam, jak ktoś mnie obejmuje i wyrywa mi telefon z rąk. 
Nie wiem, czy się podoba czy nie. Ale wiem, że się rozkręci. Bynajmniej tak myślę. To zależy jeszcze jaka będzie wena. I jak ktoś łaska nie czytać, tylko czytać i komentować, to piszcie co byście zrobili na miejscu Izki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz